sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział ósmy: Pierwszy autograf.


Ellie

-Chciałam być w domu. To jestem.- myślałam chodząc w kółko cała podenerwowana. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Przecież to nie jest normalna sytuacja, że matka mówi ci, że nie chce Ciebie już więcej widzieć.- Czyli, można powiedzieć, że straciłam dwie ważne osoby w przeciągu kilku dni i zostałam sama.-Biłam się z własnymi myślami. Zaczęłam iść w kierunku kuchni, aby zaparzyć herbatę. Gdy wchodziłam do kuchni, zawróciłam bo usłyszałam dzwonek telefonu. 
-Dobra, to gdzie się schował ten telefon?!- powiedziałam sama do siebie w pustym mieszkaniu. Po chwili mnie olśniło. Pierwsze co zrobiłam po powrocie z pogrzebu to położyłam torebkę w sypialni, a w niej jest zapewne telefon. Ciekawe kto to dzwoni, skoro minęły dopiero dwie godziny od powrotu z Polski. Chwyciłam torebkę i wysypałam całą jej zawartość na łóżko. W stercie różnych dokumentów leżał dzwoniący telefon, a na wyświetlaczu pisało, że dzwoni Maria.
-Hej, już wróciłaś z pogrzebu?- spytała moja przyjaciółka.
-No cześć. Tak, wróciłam.
-No to super, za pół godziny będę po Ciebie!- powiedziała to z taką ekscytacją, widocznie miała coś ciekawego w planach.
-Nie mam ochoty na wyjście.- odparłam. Wole siedzieć w domu, pooglądać telewizję lub poczytać dobrą książkę, niż gdzieś wyjść. Szczególnie teraz.
-Nie możesz siedzieć sama w domu i myśleć w kółko o jednym. Przynajmniej ja nie pozwolę, abyś siedziała w czterech ścianach. Szykuj się i zaraz po Ciebie będę!- Nie dała za wygraną. Nie miałam wyjścia i musiałam się zgodzić.
-Ehh, no dobra. Powiedz chociaż gdzie chcesz jechać?- spytałam z nadzieją, że wymyśliła coś kreatywnego.
-No jak to gdzie?! Na zakupy!- wykrzyczała do słuchawki. Domyśliłam się, że gdy wykrzykiwała te słowa to miała wielki uśmiech na twarzy. Tak, ona kocha zakupy.
-Serio, znów zakupy? Nie mam za bardzo nastroju. Nigdy Cię to nie nudzi, co?- To ostatnie zdanie wypowiedziałam również z małym uśmiechem. Wywróciłam oczami, w końcu to była cała Maria, tylko zakupy jej w głowie.
-Jak Ty mnie dobrze znasz, a teraz się szykuj!
-Już, już.
-To do zobaczenia!- odpowiedziała i rozłączyła się. A więc, znów na zakupy... Nie mam takiej potrzeby, powiem jej, że nie mam kasy i tyle. Nie potrzebuję kupować sobie nie wiadomo jakich ciuchów.

W tym samym czasie, Mesut

Nie chciałem jej zostawiać od razu po powrocie do domu, ale trener zadzwonił i powiedział, że mam przyjechać. Teraz to Madryt jest jej domem. Nie rozumiem jej matki. Nie dość, że straciła ojca, to jeszcze matka musiała jej dowalić.
-Hej, stary wszystko w porządku?- spytał Sergio gdy wychodziliśmy ze spotkania z trenerem.
-Tak, jest spoko. Opowiadaj lepiej jak u Ciebie, zdążyłeś poznać kolejną dziewczynę, która skradła Twoje serce?- zgrywałem się z niego i zacząłem się śmiać. Sergio potrafi mieć milion dziewczyn w ciągu kilku miesięcy.
-I tu się mylisz, dalej nie mogę poznać żadnej naprawdę fajnej i nie lecącej na kasę dziewczyny.- powiedział zmartwiony. Kurde, nie widziałem go w takim stanie od dawna. Chyba mu się w końcu znudziło bycie z pierwszą lepszą dziewczyną. Może w końcu zmądrzał.-Ej, Mesut! A Ellie nie ma żadnej koleżanki, która choć trochę przypomina dziewczynę, którą opisywałem chwilę przedtem?- Zatrzymał się i oczekiwał mojej odpowiedzi.
-Hm... No może by się znalazła, ale Ell nie powiedziała jeszcze swojej przyjaciółce, że to ja jestem jej chłopakiem.- powiedziałem i ruszyłem w stronę samochodu gdy nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i liczyłem, że odbierze.

Ellie

-Ty to masz pomysły...-wypaliłam do słuchawki. Chodziłyśmy od sklepu do sklepu. Oczywiście Maria, miała "focha" na mnie za to, że nie wzięłam kasy. Znając życie to za kilka minut jej przejdzie.- Dobra, zobaczę co da się zrobić. Napisze Ci sms, co i jak, a teraz muszę kończyć.- powiedziałam i schowałam telefon do torebki. Na czas rozmowy oddaliłam się trochę od przyjaciółki. W końcu to dzwonił mój chłopak, a ona w ogólne o nim nie wiedziała. Podeszłam do kasy, bo tam stała i kupowała dżinsy za pół ceny. 
-Dobra, a teraz mów kto to dzwonił. - powiedziała gdy wyszłyśmy ze sklepu. Zaciągnęła mnie do kawiarni, sobie zamówiła małą kawę, a mi sok. 
-No, emm...- próbowałam jakoś uniknąć powiedzenia prawdy. 
-Uuu, nie chcesz powiedzieć. No to przeczuwam, że jakiś romansik się szykuje.- odparła z uśmiechem i zadowoleniem. W sumie to najwyższy czas, aby się dowiedziała.
-No dobra, nie mówiłam Ci, ale mam kogoś...- W końcu to z siebie wydusiłam. Ciekawiło mnie jak zareaguje.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Dobra, wybaczam Ci tym razem. Opowiadaj.- powiedziała popijając kawę.
-Nie będę Ci teraz nic opowiadać, jeśli chcesz to możesz go poznać wraz z jego kolegą, który tak się składa jest singlem jak Ty.- odparłam. Powiedziałam jej to wprost bo raczej nikt nie lubi jak obija się w bawełnę.
-Oho, no dobra. A kim jest Twój chłopak i ten jego kolega, w sensie jaki zawód, czy coś? Zdradź cokolwiek!- Widać było, że spodobał jej się ten pomysł.
-To piłkarze. Więc co, mam napisać, że chcesz ich poznać?
-Jasne!- Wzięłam telefon i napisałam sms.
"Zgodziła się. Wpadnijcie do tej kawiarni co kiedyś w niej byliśmy. To ta w tym centrum handlowym, Ell." - Miałam nadzieję, że plan wypali i wszystko będzie dobrze. W przeciwnym razie, jak mówił Mesut, to Sergio nie da mu spokoju.
-Już napisałam. Na pewno chcesz poznać mojego chłopaka i jego kumpla?- spytałam.
-Tak, tak i jeszcze raz tak! Ty i piłkarz, no nie podejrzewałam Ciebie o to, ale z drugiej strony powinnam być zła, że mi nie powiedziałaś, że masz chłopaka.- powiedziała i pokręciła głową. Upiłam trochę soku i w tym momencie usłyszałam dźwięk swojej komórki. Odblokowałam klawiaturę i przeczytałam wiadomość.
"Będziemy za jakieś 15 minut. Przygotuj się na to, że ktoś może nas rozpoznać, M."
-Mesut napisał, że za kwadrans będą.- powiedziałam chowając komórkę do torebki.
-A więc tak się nazywa! Imię Mesut, piłkarz... W jakim klubie gra?- spytała zaciekawiona. Zastanawiałam się czy odpowiedzieć, czy nie.
-No jak myślisz, skoro mieszka w Madrycie, to oczywiście, że gra w... - Moja przyjaciółka nie pozwoliła mi dokończyć i przerwała mi w połowie zdania.
-Realu Madryt?!- wykrzyknęła i w tym momencie prawie wszyscy obecni w kawiarni spojrzeli się na nas jak na idiotki.
-Ciszej i tak, tam. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać z jej reakcji. Nigdy jej nie widziałam tak podekscytowanej, a jak ludzie patrzyli na nas jak na wariatki to już w ogóle bardziej się śmiałam.
-To, to... Wiem kto to jest! Mesut Özil?
-W rzeczy samej.- odpowiedziałam i postanowiłam się uspokoić.
-A ten jego kumpel?
-Co ten jego kumpel?
-No, jak ma na imię?
-Aa, Sergio. W sumie to miałam tego nie mówić, bo chciałam Cię postawić przed faktem dokonanym, ale poznaj moje dobre serce bo powiedziałam Ci to teraz.- Posłałam jej uśmiech, aby czasem się na mnie nie wkurzyła, a ona tylko zaczęła mówić dalej.
-Co?! Ten Sergio?- spytała chyba w lekkim szoku.
-Em, nie wiem co rozumiesz przez "ten Sergio"?
-W sensie, że Sergio Ramos?
-Dokładnie i tak się składa, że on nie ma dziewczyny, a Ty nie masz chłopaka, więc...
-Więc chcecie, abyśmy byli razem?
-Tak, a i najważniejsze to nie bądź na mnie zła.- dodałam szybko. Cała nasza rozmowa zaczęła toczyć się szybciej od kiedy zaczęłyśmy mówić o chłopakach.
-Ja, zła? Nie ma mowy o złości, kochanie.- odparła. Czyli pomysł jej się spodobał i jeżeli wszystko pójdzie w porządku, to może się uda i będą parą.

Dziesięć minut później siedzieliśmy już przy większym stoliku w tej samej kawiarni razem z chłopakami, którzy do nas dołączyli i zamówili sobie coś do picia. Maria ukryła swoje podekscytowanie i starała się być sobą. Przedstawiłam mojej przyjaciółce piłkarzy. Siedziałam naprzeciw Mesuta. Ja i mój chłopak od razu zauważyliśmy, że Maria spodobała się Sergio, który już od pierwszej chwili zaczął się jej przypatrywać i zagadywać.
Po dwudziestu minutach znudziło mi się siedzenie tutaj, a Niemiec chyba to zauważył bo powiedział, że musimy już lecieć bo mamy jeszcze coś do zrobienia i puścił do mnie oko. Wstałam, a zaraz za mną mój chłopak i wzięłam torebkę. Sergio i Maria też wstali. Oboje wymamrotali, że mają coś do roboty i muszą też już iść. Gdy Mesut poszedł zapłacić za to co zamówiliśmy to Sergio zagadał do Marii.
-To mój numer. Zadzwonię wieczorem, kochanie!- rzucił do mojej przyjaciółki gdy położył karteczkę z numerem na stoliku, puścił do niej oko i powoli zaczął wychodzić z kawiarni.
-Dupek!- krzyknęła Maria w stronę Sergio, a ja stałam trochę oszołomiona sytuacją.
-Słyszałem, ale Ci wybaczę i zadzwonię.- odpowiedział do Hiszpanki, a mi pokiwał na pożegnanie.

 -Podsumowując to chyba się udało, co?- odezwał się Mesut gdy wyszliśmy z kawiarni i tego centrum handlowego. Udaliśmy się w stronę samochodu. Chciałam odpowiedzieć, ale w pewnym momencie podeszli do nas mały chłopiec i dziewczynka z rodzicami. Dzieci ubrane były w koszulki Realu Madryt, co wyglądało bardzo słodko. Ich tata spytał się Mesuta czy może podpisać koszulki ich dzieci, na co Niemiec odpowiedział, że z przyjemnością. Stałam obok i wpatrywałam się jak piłkarz uklęknął do tych dzieci, jak uśmiechał się do nich gdy podpisywał ich koszulki. Pomyślałam, ze sprawia mu to radość gdy widzi, że ma swoich małych kibiców. Nagle stało się coś o czym nigdy nie myślałam, że się stanie. Dzieci zbliżyły się do mnie i tak samo ich tata spytał się czy mogę się podpisać na koszulkach. Naprawdę się zdziwiłam, bo po co im mój autograf, ale zrobiłam to z wielką przyjemnością. Największym zaskoczeniem był moment, gdy dziewczynka przytuliła się do mnie, co po chwili uczynił też jej brat. Pierwszy raz w moim życiu ktoś poprosił mnie o autograf nie znając mnie. Przecież nie jestem żadną sławną dziewczyną, ale nie powiem to było miłe, naprawdę miłe. Po chwili dzieci odeszły wraz z rodzicami.
-To Twój pierwszy autograf, kochanie.- powiedział i pocałował mnie po czym objął ramieniem i ruszyliśmy dalej w stronę samochodu.
_________________________________
Mam wrażenie, że ten rozdział nawet się udał. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba, dlatego zostawiajcie komentarze, które są dla mnie bardzo ważne! :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Rozdział siódmy : Tajemnica.


Mesut

Staliśmy w deszczu wpatrując się jak czwórka facetów zakopuje trumnę. Przyszło dużo ludzi, zapewne większość z nich to rodzina. Mama Ellie powiedziała, że mamy przyjechać do jej domu.
-Szkoda, że w takich okolicznościach poznasz moją rodzinę.- powiedziała moja dziewczyna. Wsiadaliśmy do taksówki, a ja nadal widziałem jak co jakiś czas łzy spływają jej po policzkach. Wiem, że było jej trudno, ale nie może przecież przez cały czas myśleć o jednym. Nie wiedziałem co mam zrobić, aby poczuła się lepiej. W tej chwili czułem się bezradny. 
Ellie

Od samego ranka, myślałam o jednym. Męczyło mnie już to, chciałam znaleźć się w domu, w Madrycie, zasnąć, a później obudzić się jakby to wszystko było tylko złym snem. Niestety, to była szara rzeczywistość. 
-Jesteś gotowy poznać część mojej rodziny?- spytałam piłkarza. Staliśmy na chodniku, wszyscy goście byli już wewnątrz domu. Wiadome było, że skoro pojawimy się ostatni to fakt, że mam chłopaka zrobi sensację.
-Jak najbardziej.- odparł gdy ruszyliśmy w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, nie trzeba było dzwonić dzwonkiem, czy pukać, drzwi były otwarte. No tak, pewnie mamie się nie chciało co chwilę podchodzić do drzwi i otwierać każdemu po kolei. Zdjęłam płaszcz, odwiesiłam i powoli  ruszyłam ciągnąc za sobą piłkarza do salonu. Do domu przyjechała tylko najbliższa rodzina, czyli kilka cioci, wujkowie i kuzynostwo. Myślałam, że do salonu wejdziemy niezauważeni. Niestety, wychodząc z przedpokoju natknęliśmy się na mojego kuzyna Pawła. 18-latek, brunet, wysoki. Interesował się piłką i tak się składa, że ligą hiszpańską. Zastanawiałam się, czy rozpozna Mesuta. Bawił mnie fakt, że jeżeliby go rozpoznał to musiałby mówić z nim po niemiecku lub w ostateczności po angielsku, bo hiszpańskiego nie znał wcale, a mój kuzyn niemiecki zna słabo, więc zostaje tylko angielski. Stanęliśmy naprzeciw Pawła, nie wiedziałam co powiedzieć. Na szczęście  on przerwał ciszę.
-Cześć, Ellie!-rzucił i przytulił mnie.- Współczuję Ci, co do taty. A tak ogólnie to widać, że Twoja mama się nie trzyma.
-Ehh, dzięki.- odpowiedziałam.Wiedziałam, że będę musiała na spokojnie pogadać z mamą.-To mój chłopak.- wskazałam na niego. Chciałam wypowiedzieć jego imię, ale mój kuzyn już się domyślił i nie pozwolił mi dokończyć zdania.
-Mesut Özil, prawda? Piłkarz Realu Madryt. To niesamowite, że jesteście razem!-odparł Paweł mówiąc po angielsku.-No nie, nigdy bym się nie spodziewał czegoś takiego.- Chłopak podał rękę i przywitał się z piłkarzem. -Dobra, chodźmy. Wszyscy czekają na Was.
-Na "nas"? Przecież, tylko mama wiedziała, że jesteśmy razem bo jej powiedziałam, krótko przed rozpoczęciem pogrzebu.-wtrąciłam, mówiąc w ojczystym języku.
-Ee, to znaczy... Coś jej się wymsknęło chwilę temu, że masz kogoś, ale nie powiedziała kogo.-odpowiedział z zakłopotaniem Paweł.- Dobra, chodźmy już.- odparł po chwili ciszy i ruszyliśmy dalej, do salonu gdzie siedziała moja rodzina.
-Przygotuj się, będzie ciekawie.- powiedziałam do mojego chłopaka po niemiecku, a on tylko skinął głową.

Pół godziny później, siedzieliśmy razem ze wszystkimi. Oczywiście, uprzedziłam ich, że Mesut nie zna naszego języka. Myślałam, że moja kuzynka, Marta odwali jakąś scenę gdy zobaczy, że w końcu mam chłopaka i to nie byle jakiego, ale na szczęście siedziała cicho. Paweł wyjaśnił, że przyprowadziłam do domu piłkarza. Trochę męczące było to, że gdy ciocia chciała się o coś zapytać Mesuta, to ja musiałam tłumaczyć to na niemiecki, wtedy on odpowiadał po niemiecku i znów tłumaczyłam to na polski. Najważniejszy był fakt, że nikt nie miał nic przeciwko, że mój chłopak nie umie mówić po polsku. Traktowali go jak przyjaciela, którego znali od dawna.
-Muszę iść pogadać z mamą, a teraz wyszła do kuchni, więc mam szansę.- powiedziałam do Niemca i dałam mu buziaka w polik.- Jakby co to mów po angielsku, mniej więcej młodzież zrozumie.- dodałam, posłałam mu uśmiech i ruszyłam w stronę kuchni. Musiałam wyjaśnić z matką kilka spraw.
Weszłam do kuchni i poczułam to czego nie powinnam czuć w tej chwili. W całym pomieszczeniu śmierdziało wódką. Weszłam dalej i zobaczyłam ją. Stała przy szafce i piła. Od razu się zdenerwowałam i podeszłam bliżej.
-Co Ty do cholery robisz?!- krzyknęłam do niej.
-Nie widzisz? Idź stąd.- powiedziała i ponownie przyłożyła do ust butelkę z wódką.
-Nie, nie pójdę. Jesteś w ciąży, nie możesz pić!- Chciałam zabrać tą buteleczkę, lecz odsunęła się i piła dalej nie zważając na moje słowa.
-Nie ma już żadnej pieprzonej ciąży!- wykrzyczała i spojrzała mi w oczy. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać, a ja byłam w szoku.
-Co?! Jak to nie ma już żadnej ciąży?! Co ty zrobiłaś?- Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę.
-A jak myślisz? W tajemnicy przed Twoim ojcem ją usunęłam. To nie miało sensu. Zamierzałam mu powiedzieć o tym co zrobiłam, ale już nie zdążyłam.- powiedziała i dalej zaczęła popijać, jakby bała się, że wytrzeźwieje.
-Jak mogłaś?-spytałam. W tym momencie byłam na nią wściekła, nie wierzyłam, że moja matka mogła coś takiego zrobić.
-Normalnie, nie chciałam tego dziecka. W sumie dobrze, że to zrobiłam. Miałabym zostać sama z tym dzieciakiem, bo Ty oczywiście teraz mieszkasz w Madrycie, z tym swoim kolesiem. Dbasz tylko o siebie, a mnie byś tu zostawiła.- powiedziała już całkowicie pijana. Jak ona mogła doprowadzić siebie do takiego stanu w dniu pogrzebu jej męża?! I jeszcze powiedziała, że jestem egoistką, a przecież sama mnie tam wysłała! Nie mogłam już wytrzymać, więc odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
-Wiedziałam, że mnie zostawisz! A idź w cholerę, nie chcę Cie widzieć!- wykrzyczała, gdy ja już byłam na przedpokoju i ubierałam płaszcz. Nie chciałam dłużej jej widzieć, jak ona mogła coś takiego zrobić i jeszcze powiedzieć, że jej córka jest egoistką?!
-Hej, co się stało?- odezwał się, znajomy, męski głos. Stał przy mnie i swoim kciukiem wytarł łzę, która spłynęła mi po policzku.
-Proszę, zabierz mnie do domu.- powiedziałam, a w odpowiedzi piłkarz przygarnął mnie do siebie.
-Wszystko będzie dobrze.- wyszeptał.
Po kilku minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Skoro ona już mnie nie chce to nie będę zostawać na siłę. Nie chciałam jej znać, nie po tym co zrobiła...
________________________________
Przepraszam, że tak długo piszę te rozdziały, ale mam coś w stylu braku weny. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Komentujcie! 

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział szósty : Czy ja śnię na jawie?



Ellie

Siedziałam niecierpliwie i patrzyłam na jego reakcję. 
-"Wszystko zależy od decyzji Mesuta, jeśli się zgodzi to przyjmę pana ofertę." - To są słowa które wypowiedziałam do Jose kilka minut temu, a on od razu ruszył w stronę piłkarzy i wszedł na murawę. Nic nie słyszałam z ich rozmowy. 
Minęło kilka minut. Tak po prostu spojrzałam znów w ich stronę.
-Ile może trwać podjęcie takiej decyzji?- pytałam samą siebie. Nagle zauważyłam uśmiech na twarzy piłkarza. Spojrzał się w moją stronę i zaczął iść w moim kierunku razem z trenerem.- No to teraz będzie ciekawie.- dodałam w duchu. Skoro się uśmiechał, to chyba nie wróżyło to nic złego? Przeniosłam wzrok na resztę piłkarzy rozgrzewających się. Nie wiedzieli o co chodzi, trener nigdy nie daje przerwy nikomu. Niektórzy patrzyli na mnie i zmierzającego ku mnie Mesuta i trenera. 
-A więc... wystarczy tylko załatwić formalności i możesz zaczynać, prawda Mesut?- powiedział Jose, gdy stali obok mnie. Powoli wstałam z krzesła. 
-Tak.- odparł i skinął głową. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami i uśmiechał się. Od razu go mocno wyściskałam i pocałowałam, a on odwzajemnił pocałunek. Nie obchodziło mnie, że w tym momencie wszyscy piłkarze Realu patrzą się właśnie na nas. Po chwili usłyszeliśmy krzyki chłopaków. 
-Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam!- Oczywiście to śpiewali Marcelo i Gonzalo, wydzierając się na cały głos i uśmiechając, a jakże by kto inny. Piłkarze zaczęli schodzić z murawy i podążali w naszą stronę. Trzymałam za rękę Mesuta, nie wiedziałam o co chodzi chłopakom. 
-Ej, ej, ej! Chłopaki spokojnie. To jeszcze nie ślub, ani nic z tych rzeczy. - powiedział Mes i zaczął się śmiać. O kurde, oni myśleli, że on mi się oświadczył ?! Wow, nie wpadłam na to.
-Szkoda, stary.- odparł Marcelo poklepując Mesuta po ramieniu.
-A właśnie, to jest Ellie.- powiedział mój chłopak. Każdy z piłkarzy podszedł do mnie po kolei i jak przystało, wziął moją dłoń, delikatnie ucałował i się przedstawił. Mniej więcej znałam ich imiona, ale czułam się wtedy wyjątkowo, że traktowali mnie jak damę, czy coś w tym stylu.
-Ej, Marcelo!-zawołał Gonzalo dodatkowo pogwizdując.- Myślę, że jeżeli ubrałbyś sukienkę to zwróciłbyś uwagę wszystkich obecnych na ślubie!- dodał, a wszyscy wyobrazili sobie Marcelo w sukience i razem wybuchliśmy śmiechem.
-No wiesz... Na tą okazję pozbyłbym się trochę moich mięśni i dodałbym sobie coś w tym miejscu.- powiedział wskazując na piersi, których nie miał. Poprawka, jeszcze nie miał.- A no i oczywiście wyprostowałbym sobie wtedy włosy. 
-Tak, wtedy to by wszyscy szaleli na Twoim punkcie!- zawołał Cristiano.
Trener stał z boku, przypatrując się całej sytuacji. Oczywiście, pozostała część sztabu szkoleniowego również patrzyła się na nas. Zapewne mieli niezły ubaw. 

Trening się już skończył. Godzina około 13. Czekałam tylko, aż Mesut wyjdzie z szatni, żebyśmy mogli wrócić do domu. Czekałam przy samochodzie, z tyłu stadionu. Stałam tyłem do drzwi, którymi Niemiec miał wyjść.  
-Hej, już jestem. - powiedział i pocałował mnie w polik gdy się odwracałam. Byłam tak jakby "lekko" w szoku całą tą sytuacją, więc się nie odezwałam. Otworzył mi drzwi od auta, a po chwili sam wsiadł. Gdy już jechaliśmy, jego głos przerwał ciszę.
-Jesteś zła, co? - spytał, gdy staliśmy na światłach. Wzrok spuścił w dół. Nie uśmiechał się.
-Ja, zła ? Dlaczego tak myślisz?- Nie miałam być za co zła, raczej cholernie szczęśliwa, że mnie tu zabrał. Położyłam mu dłoń na kolanie, a on splótł ją ze swoją.
-Hm... Za to, że powiedziałem o nas moim kumplom. Wiem, że nie chciałaś aby ktokolwiek wiedział.- powiedział i ze smutkiem spojrzał na mnie. 
-Mes... Nie jestem zła, jestem szczęśliwa. Pewnie nie wiedziałeś, że zawsze chciałam zwiedzić ten stadion. Pierwszego dnia zapomniałam, ze ten stadion tu się znajduje. W sumie to nie wiem czemu zapomniałam, no ale mniejsza z tym. To było moje marzenie, aby ten stadion zobaczyć od środka, a co dopiero poznać piłkarzy i mieć tak wspaniałego chłopaka jak Ty. Więc, ogólnie mówiąc, spełniłeś moje marzenia.- mówiłam, a on przechylił się w moją stronę i delikatnie mnie pocałował po czym się uśmiechnął. 
Leżeliśmy w salonie, na kanapie. Właściwie to on leżał oparty o oparcie, a ja się opierałam o niego. Mesut opowiadał o swojej rodzinie i o tym, że musimy ich kiedyś odwiedzić. W pewnym momencie przypomniała mi się jedna sprawa, o której zapomniałam.
-Słuchasz mnie? - spytał, bawiąc się moimi włosami.
-Co?Ahh, tak. Przepraszam. Dzięki Tobie zapomniałam o tym całym jutrzejszym pogrzebie. Mam nadzieję, że pojedziesz ze mną.- odparłam. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.
-A nie boisz się, że mogą mnie rozpoznać ludzie? Chociażby już w samolocie i wtedy od razu się domyślą, że jesteśmy razem.- powiedział i kciukiem przetarł łzę, która spływała mi po policzku. Nawet jej nie zauważyłam, ani nie poczułam.
-Nie, w sumie to mnie już nie obchodzi. Ważne, abyś Ty tam był i aby moja mama się dowiedziała, że jesteś moim chłopakiem bo to chyba powinna wiedzieć.
-Pewnie, że tam będę. - zapewniał. - A dziennikarze, chcesz żeby też się dowiedzieli?
Zastanawiałam się chwilę, czy to będzie dobry pomysł. Możliwe, że zaczną o nas pisać w gazetach, internecie. No, ale trudno. W końcu on jest moim chłopakiem, kiedyś i tak się o nas dowiedzą.
-Nie ukrywajmy się już i tak się dowiedzą, to jest nieuniknione.
-Spoko, ale wtedy już nie będzie odwrotu.
-Wiem...- powiedziałam spokojnie, a piłkarz nie skupiał się już na moich włosach tylko przygarnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Czułam, że mnie wspiera, że mogę na niego liczyć, a najważniejsze, że czułam, że to on jest tym jedynym.

Godziny mijały, a my oglądaliśmy jakieś filmy. Było już późno, byłam przebrana w jego koszulę w której spałam. Od czasu gdy wróciliśmy do domu z jego treningu, to nigdzie nie wyszliśmy. Dobra przyznaje, to mi się nie chciało nigdzie wyjść na spacer.
-Dobra, Mesut. Trzeba wybrać jakąś koszule dla Ciebie na jutro. - powiedziałam wstając i kierując się w stronę sypialni i szafy .
-Ehh, szczerze to mi się nie chce wstawać z kanapy.
-No chodź! - zawołałam już z innego pokoju. Przeglądałam różne koszule i starałam się wybrać taką, która najbardziej się nada na pogrzeb. Po chwili poszukiwań, znalazłam odpowiednią koszulę, a piłkarza jeszcze przy mnie nie było, żeby mógł ją przymierzyć. Trochę się wkurzyłam, więc odwróciłam się, podeszłam do łóżka, chwyciłam w dłonie poduszkę. Kilka sekund później stanęłam w progu i oczywiście cisnęłam poduszką w piłkarza, który leżał na kanapie i oglądał telewizje.
-Ej, a to za co?! - spytał, podnosząc się z miejsca w którym siedział.
-No jak to za co, nie posłuchałeś mnie.- powiedziałam z tym moim "zadziornym" uśmieszkiem.
-Ahh, tak?- szybko odpowiedział i sięgną po poduszkę, leżącą na kanapie. Tym razem to ja oberwałam.
-A więc, bitwa na poduszki? Dobra, zobaczymy kto wygra. - I w tym momencie zachowywaliśmy się jak dzieci, takie duże dzieci. Na szczęście jak się wprowadziłam do niego, to dokupiłam kilka poduszek, aby dodały uroku, więc teraz mieliśmy czym rzucać. Po kilku minutach oparłam się o ścianę w sypialni, żeby nie stać w progu i móc chwilkę odpocząć.
-To jak poddajesz się?- powiedziałam. Miałam nadzieję, że się podda bo ja już nie miałam siły, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać. Cisza, nikt nie odpowiedział.
-Cholera, gdzie on jest? Przecież się teraz nie wychylę, bo nie chcę dostać poduszką.-pomyślałam. Nagle pojawił się obok mnie. Złapał moją dłoń i splótł ze swoją, po czym uniósł nasze splecione dłonie w górę i przycisnął mnie do ściany obdarowując namiętnymi pocałunkami. Nie ukrywam, że mi się to podobało. Nasza "bitwa na poduszki" sprawiła, że po kilku minutach naszych pocałunków, leżeliśmy już na łóżku w sypialni. Niemiec wsunął rękę pod moją koszulę i delikatnie dotykał swoją dłonią moje plecy.
-Mesut...Proszę, nie. Nie mogę..- powiedziałam szeptem, gdy oderwałam się na chwilę od niego.
-Dlaczego?- spytał.
-Jutro jest pogrzeb taty, źle się będę czuła z tą myślą, gdy... no wiesz..- odpowiedziałam. Oczywiście na myśli miałam, że gdy będziemy się kochać, ale nie umiem tego tak po prostu powiedzieć, więc wolałam tego zdania nie kończyć.
-Dobrze, rozumiem.- Pocałował mnie ostatni raz w czoło, i odsunął się.

Siedzieliśmy obok siebie w samolocie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:46.
-Mam nadzieję, że zdążymy.- powiedziałam, zwracając się do piłkarza.
-Spokojnie, zdążymy. -odpowiedział, ściskając mocniej moją dłoń coś na znak, że będzie dobrze. Strasznie się bałam tego w jakim stanie zobaczę matkę, ale miałam szczęście, że mój chłopak jest ze mną. W końcu to on daje mi siłę.
________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę, że będzie ich jeszcze więcej! Dzięki komentarzom, wiem, że komuś to się w ogóle podoba :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział piąty : Czas niespodzianek.



Otworzyłam oczy, była sobota. Zegarek wskazywał 9:26. Przeniosłam wzrok w stronę okna. Zero chmur na niebie, tylko samotne słońce.
-Piękna pogoda.- pomyślałam. Piłkarz jeszcze spał, a ja przytulałam się do jego klatki piersiowej. Nie chciałam go obudzić, więc nie wstawałam z łóżka. Nie miałam zamiaru myśleć teraz o śmierci ojca, dlatego od razu przyszła mi na myśl noc i to co się stało. Cieszyłam się, ze mam przy sobie tak wspaniałego chłopaka jakim jest Mesut. Inne laski pewnie by mi zazdrościły, oczywiście gdyby wiedziały. Nie obchodzą mnie jego pieniądze, czy sława. Ja chcę z nim być bo go kocham, a największym tego dowodem jest to co się stało tej nocy. 
-No dobra, może i seks nie jest najlepszym rozwiązaniem lub pocieszeniem na smutek po śmierci bliskiej osoby, ale gdybym go nie kochała to bym się na to nie zgodziła.- powtarzałam sobie w myślach. Zamknęłam oczy i chciałam przypomnieć sobie jeszcze raz to co się działo, krok po kroku. Po chwili lekki uśmiech pojawił mi się na twarzy.- Fajnie było...- pomyślałam. Otworzyłam powieki i postanowiłam zrobić jakieś śniadanie. Najdelikatniej jak tylko mogłam wstałam z łóżka, by go nie obudzić. Weszłam do łazienki, stanęłam naprzeciwko lustra. Spojrzałam na swoje odbicie i na to w co jestem ubrana. Dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że jako pidżamę używam koszuli piłkarza. Za nic nie mogłam znaleźć swojej piżamy, więc Niemiec jak to on powiedział? Ah, już wiem ! Powiedział, że "tymczasowo" pozwoli mi spać w swojej koszuli. Włosy ułożyłam sobie w kok, umyłam zęby i powędrowałam do kuchni. Nie chciało mi się przebierać z tej jego koszuli, może dlatego, że kiedyś powiedział, że mi pasuje. 
Kończyłam przygotowywać kanapki. Nie stać mnie na nic więcej, niestety nie jestem dobrym kucharzem. Zastanawiałam się kiedy mój chłopak się obudzi. Nagle poczułam kogoś dłonie na moich biodrach. Lekko odwróciłam głowę w jego stronę i dostałam gorącego buziaka prosto w usta. 
-Mmm, nie dość że śpisz w mojej koszuli to na dodatek robisz śniadanie - powiedział, gdy oderwaliśmy się od siebie.
-No widzisz, nie doceniasz mnie. - odpowiedziałam, a po chwili kąciki ust wygięły mi się w delikatnym uśmieszku. 
-A mówiłem, jak Ci w niej ładnie ? - spytał. 
-Tak i to co najmniej tysiąc razy. - odparłam. - Lepiej byś mi pomógł.
-Jasne, szefowo. - odpowiedział po czym kazał mi się przesunąć i sam dokończył kanapki. 
-Od kiedy jestem Twoją szefową ? - spytałam, śmiejąc się.
-Hmm... w kuchni jesteś szefową. 
- Ja ?! Przecież wiesz, że ja gotować nie umiem. Tobie to wychodzi znacznie lepiej ! Ty tu jesteś szefem, to Twoje mieszkanie . - Gdy wypowiedziałam to ostatnie zdanie, mój uśmiech prawie znikł, a Mesut chyba to zauważył. Położyłam rękę na stole, a gdy po chwili chciałam ją cofnąć, piłkarz złapał mnie za nią.
-Kochanie, przestać wypominać, że to moje mieszkanie. To już jest nasze mieszkanie odkąd jesteśmy razem. Przecież sam zaproponowałem Ci, abyśmy razem zamieszkali bo nie wystarczało Ci kasy. - powiedział. Skończyliśmy jeść. Mesut powiedział, że pozmywa, a ja w tym czasie poszłam się przebrać do sypialni. Przypomniała mi się jedna rzecz. Umówiłam się dziś na zakupy z Marią . Jest hiszpanką (dziwnie się wymawia jej imię), poznałam ją w dniu kiedy pierwszy raz poszłam na zajęcia, tu w Madrycie. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy, mówiłyśmy sobie wszystko, tylko nie powiedziałam jej, że mam chłopaka piłkarza. 
-Mesut... - zawołałam.
-Tak ? - odezwał się z salonu, chyba oglądał telewizję.
-Zapomniałam Ci powiedzieć, że umówiłam się z Marią na jakieś zakupy. Hmm, muszę sobie kupić coś na ten... pogrzeb. Nie masz nic przeciwko, żebym z nią wyszła ? - spytałam, przebierając się w sypialni.
-Nie, spoko. 
-Na pewno ? - Byłam już przebrana i szybko usiadłam obok piłkarza.
-Tak, zadzwoń do mnie jak będziesz chciała wracać to przyjadę po Ciebie. Mam dla Ciebie małą niespodziankę.- powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. 
-Jasne, już nie mogę się doczekać.- odparłam. Kurczę, był jeden problem. Nie miałam kasy, a musiałam sobie coś kupić. Jak ja mam go o to poprosić?
-Mesut... Chciałabym Cię o coś poprosić, ale nie mam pojęcia jak. - dodałam, zakłopotana. Naprawdę wstyd mi było, że nie mam pieniędzy.
-Ej, proś o co chcesz. - powiedział to takim czułym głosem. Spojrzał mi w oczy, a przez to czułam się jeszcze gorzej. 
-Wiesz dlaczego mieszkamy razem, więc... - Zebrałam się na odwagę, żeby mu to powiedzieć, a on mi przerwał. 
-A, już rozumiem. - Wstał i zaczął czegoś szukać. Miałam nadzieję, że się domyślił, o co chciałam go poprosić. - Trzymaj. - powiedział, wyjmując i podając mi kartę kredytową. 
-Nie, Mesut. Nie mogę wziąć tej karty. - zaprotestowałam. - Chciałam Cię poprosić o jakąś małą sumkę, a nie od razu o kartę. 
-Weź i kup co chcesz.- Nadal trzymał ją w ręce . 
-No dobrze, dziękuję.- Wzięłam tą kartę i mocno przytuliłam się do chłopaka. 
-Bierz ją, gdy tylko będziesz czegoś potrzebowała. - dodał gdy już wychodziłam. Rzuciłam mu tylko "cześć" bo Maria czekała na mnie pod domem. Kazałam jej przyjechać pod wskazany adres. Na szczęście ona ma prawo jazdy. Wsiadłam do samochodu i posłałam jej uśmiech. 
-Hej, to jak, gotowa na zakupy ? - spytała gdy tylko ruszyłyśmy.
-Mniej więcej.- odpowiedziałam. Miałam wyrzuty sumienia, z powodu tej karty...
-A tak ogólnie to mieszkasz w ładnej okolicy, nie to co moja.- zagadnęła.
-Oj przestań. Przecież Twoje mieszkanie, też jest ładne.- odparłam. Miałam nadzieję, że nie zapyta ile kosztuje takie mieszkanie czy coś z tych rzeczy. Uff, nie zapytała. 
Po 20 minutach byłyśmy na miejscu. Wielka galeria handlowa. Pełno sklepów, pełno ubrań, no i niektóre ceny też szokowały. Maria, wiedziała, że muszę kupić sukienkę na pogrzeb więc od razu pokazała mi sklepy w których mogę dostać coś takiego. 
Dwie godziny później, kupiłam dwie sukienki, elegancką kamizelkę i buty. Wszystko w jednym kolorze, czarnym. Przyjaciółce powiedziałam, że muszę pozałatwiać kilka spraw. Oczywiście, to było kłamstwo. Trzeba było się jakoś wykręcić, żeby Mesut mógł po mnie przyjechać. Najbardziej martwiłam się, żeby nikt nie zauważył nas razem w samochodzie czy gdzieś po drodze. 
Torby położyłam na siedzenie z tyłu i ruszyliśmy. Chciałam mu oddać od razu kartę, ale powiedział, że w domu mu oddam. Pytałam gdzie jedziemy, a on nic nie zdradził. Odpowiedział tylko, że nie zauważył jak wychodziłam z domu, że w kremowym jak i w niebieskim mi ładnie. W duchu przeklinałam, że nie znam za dobrze Madrytu. Ciekawość zżerała mnie od środka. Nagle samochód się zatrzymał, a Mesut zakazał mi wysiąść. Pięć sekund później, znalazł się po mojej stronie i otworzył mi drzwi samochodu. Wysiadłam, rozglądając się dookoła. 
- Nikogo tu nie ma. To chyba jest jakieś tylne wejście. - pomyślałam, stojąc przed wielkim budynkiem. Co to mogło być ?! Nie wyglądało na zaniedbane miejsce, wręcz przeciwnie, jest to nowoczesna budowla. Już miałam w głowie czarny scenariusz, że piłkarz chce mnie tu zostawić i takie tam. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie jego głos.
-To jak, wchodzimy ? - spytał. Skinęłam głową w odpowiedzi, a on złapał mnie za rękę i weszliśmy. Szliśmy korytarzami, mijaliśmy jakieś pomieszczenia. Trochę się bałam, bo nie wiedziałam co mnie czeka, ale postanowiłam zaufać swojemu chłopakowi. Zeszliśmy małymi schodami w dół i stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. W końcu się odezwał.
-Jakby co to w domu będziesz się na mnie złościć.
-Ale, za co ? - spytałam. Gdy otworzył drzwi, zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Tak, to był stadion Santiago Bernabeu. Rozglądałam się w każdą stronę, a Mes mnie prowadził. Gdy weszliśmy bliżej murawy, zobaczyłam ich. Zdałam sobie sprawę, że teraz odbywa się trening Królewskich. Przecież dla każdego kibica Realu to zaszczyt być na tym stadionie, a co dopiero widzieć ich trening! To było niesamowite! Mesut stał obok mnie i wpatrywał się we mnie, a ja starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Po chwili odwróciłam się do niego i go pocałowałam, a gdy już się od siebie oderwaliśmy, odezwałam się.
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.- powiedziałam, mając łzy w oczach. Naprawdę się wzruszyłam, w końcu nie każdy może tu od tak sobie wejść.
-Obiecałem Ci to Twojego pierwszego dnia w Madrycie. - odparł, patrząc mi w oczy.- Chodź, przedstawię Cię trenerowi. - dodał i zaczęliśmy iść w stronę Jose .
-Co ? Mesut, jesteś pewien ? - Byłam przerażona, bałam się że nie przypadnę mu do gustu. Czasami jak czytałam różne wywiady z ich trenerem, to wyobrażałam go sobie jako surowego i jakby to powiedzieć. Wrednego człowieka. 
-Spokojnie, mała. Nie masz się co obawiać, nie zje Cię. - dodał i zaczął się śmiać. A ja posłałam mu, chyba za ostre spojrzenie. - Dobra, spoko. Wszystko z nim uzgodniłem, więc on wiedział, że się zjawisz. Inaczej by mi nie pozwolił spóźnić się kilka minut na trening. - spoważniał, bo zobaczył, że ja nie żartuję z tym moim "przerażeniem". Z ciekawości odwróciłam głowę, w stronę trenujących piłkarzy na murawie i zauważyłam, że  większość się mi się przygląda, a Sami się uśmiechał. Tylko on wiedział, że jesteśmy parą. Moja matka wiedziała, że razem mieszkamy i że jest moim "przyjacielem". Oczywiście, w odpowiedzi uśmiechnęłam się do Samiego i z powrotem odwróciłam głowę. Staliśmy z trenerem. Trochę się uspokoiłam, bo widziałam lekki uśmiech na twarzy trenera. 
-Trenerze, to jest Ellie. Moja dziewczyna. - powiedział po hiszpańsku, Mesut. 
-Miło mi panią poznać. - odpowiedział, podając mi rękę.
-Mi również. - Miałam szczęście, że w Polsce chodziłam do szkoły w której uczyli hiszpańskiego i dzięki temu miałam jakieś szanse na rozmowę z takim trenerem jakim jest Jose Mourinho . Hm, pewnie mówił też po angielsku.
-Dobrze, a teraz ja lecę się przebrać. - odparł mój chłopak i poszedł w stronę z której właśnie przyszliśmy i zniknął za drzwiami, którymi weszliśmy. Odwróciłam się tylko na chwilkę, aby odprowadzić go wzrokiem.
-A więc, opowiedz mi coś o sobie. Wiesz, jako trener powinienem choć trochę wiedzieć o partnerkach swoich piłkarzy.- dodał, a na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech. Może za surowo go oceniłam? Może nie jest taki, jak go opisują w gazetach?
-Nie lubię mówić dużo o sobie, więc co chciałby pan wiedzieć? - spytałam. W pewnym sensie byłam nieśmiała, dlatego wolałam siedzieć cicho. Nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać.
-Chodź, usiądźmy póki jeszcze mam czas, zanim chłopacy się porządnie rozgrzeją. - powiedział i wskazał dwa wolne miejsca. Reszta sztabu szkoleniowego miała piłkarzy na oku i dawali im rady co do rozgrzewki. Usiedliśmy, a trener zaczął mówić dalej.- Dobrze mówisz po hiszpańsku, ale nie wydaje mi się, żebyś była hiszpanką. Oczywiście bez urazy. - dodał. Miał racje, przecież jestem Polką. Nie widziałam nic złego, że tak sądził, w sumie co do jednego to się nie zgodzę. Według mnie trochę okaleczałam język Hiszpański.
-Ma pan rację, jestem Polką. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się w odpowiedzi, że nie uraził mnie tym.
-Oo, a więc co robisz w Madrycie?- spytał. Wyglądał na zainteresowanego moją "osobowością". Najbardziej martwił mnie jednak fakt, że mam małe szanse na przypadnięcie mu do gustu, przynajmniej tak mi się wydaje. Jose jest ważnym człowiekiem dla Mesuta, więc nie chcę niczego spieprzyć...A znając mnie i tak to zrobię.
-Studiuję medycynę, już drugi rok. Tata mnie tu wysłał pod koniec tych wakacji, uznał, że tu jest znacznie lepsza szkoła.- odparłam. Starałam się wypowiedzieć to ostatnie zdanie jak najbardziej normalnie. Nie chciałam myśleć teraz o śmierci ojca, to nie był odpowiedni moment na to. Starałam się zachować uśmiechnięty wyraz twarzy, ale trochę mi nie wyszło. Na szczęście trener tego nie zauważył.
-A jakaś konkretna specjalizacja?- Domyśliłam się, że o to zapyta.
-Medycyna sportu. -odpowiedziałam, mając nadzieję, że tym chociaż trochę zaimponuję trenerowi. Nie wiedziałam jak te słowa zabrzmiały w moich ustach. Oby nie pomyślał, że mu się podlizuje. Z nerwów zaczęłam delikatnie poprawiać sukienkę.
-Naprawdę? Hm.. Jeśli chcesz to mógłbym załatwić Ci jakiś staż u nas czy coś w tym stylu. Przydałaby się jakaś świeża osoba, a w szczególności tak ładna dziewczyna i na dodatek Polka, że wszyscy moi piłkarze na Ciebie zerkają. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać. Nie musiałam widzieć się w lustrze, żeby wiedzieć, że moje policzki lekko się zaczerwieniły, ale i tak nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia się w stronę piłkarzy. Dostrzegłam rozgrzewającego się Mesuta. - Wracając do tego stażu, jeśli tylko się zdecydujesz daj znać.- dodał . Miło wiedzieć, że ktoś kto mnie praktycznie nie zna chce od razu zaoferować mi taką ważną propozycje.
-Dobrze, odezwę się gdy podejmę decyzję.- Rozmowa nawet nam się kleiła. Rozmawialiśmy na różne tematy, Jose od czasu do czasu pytał mnie o różne rzeczy związane z kontuzjami piłkarzy. Najbardziej jednak wzięłam sobie do serca to, że powiedział, że dowiaduje się ode mnie wiele ciekawostek, których jego starsi lekarze nigdy nie mówili gdy o to pytał.

Mesut

Rozgrzewałem się razem z Angelem, Samim i Sergio. Co jakiś czas spoglądałem na Ellie rozmawiającą z trenerem. Kiedyś rozmawiałem z nią o trenerze. Powiedziałem jej wtedy, że on jest dla nas, dla piłkarzy Realu, bardzo ważny. Jest kimś w rodzaju drugiego ojca. Ell bardzo się bała, że gdy zdecydujemy się pokazać wszystkim, że jesteśmy razem to trener jej nie zaakceptuje. Jej wydawał się bardzo surowy. Nie, on nie był surowy, tylko szczery. Jeśli oczekiwał czegoś od piłkarza mówił mu to wprost, nawet jeśli miałoby to zaboleć. Martwiłem się o nią, widziałem to przerażenie w jej oczach gdy powiedziałem jej, że przedstawię jej trenera. Ale w końcu i tak by musiała go poznać, prędzej czy później .
-Chłopie, skąd Ty ją wytrzasnąłeś ? - Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Sergio kładąc mi rękę na ramie.
-Poznaliśmy się w samolocie. - powiedziałem i zacząłem się śmiać sam z siebie, a po chwili dołączył jeszcze Sami.
-Noo. Rzeczywiście fajna nazwa, to jakiś klub w Madrycie w którym jeszcze nie byłem ? - spytał Sergio. W tym momencie Sami i ja spojrzeliśmy na siebie wzrokiem, który mówił coś w stylu "albo on udaje takiego głupiego, albo taki jest"
-Stary, samolot to samolot. Takie latające coś. - odezwał się Angel.
-Aaa, trzeba było od razu mówić. - powiedział Sergio i machnął ręką. Po chwili zaczął mówić dalej.- Czekaj, czekaj... To ona musi znać niemiecki do rozmowy z Tobą, bo Ty przecież nie chcesz, znaczy nie lubisz mówić po hiszpańsku i po angielsku., ale z trenerem musi mówić po hiszpańsku. Ej, to ile ona zna języków? -spytał.
-Niemiecki, hiszpański, angielski i polski.- Gdy zacząłem wymieniać, chłopacy z którymi ćwiczyłem zrobili wielkie oczy. Nawet Sami, który znał ją najdłużej z nich.- Z czego polski zna najlepiej, bo pochodzi z Polski.- dodałem.
-Wow! No to sobie znalazłeś dziewczynę! Mhm, pasujecie do siebie. Tak ogólnie to jak ma na imię?- spytał  Sergio.
-Ellie. Ej, mam nadzieję, że zasada o tym, że nie rozmawiamy z dziennikarzami o życiu prywatnym swoich kumpli z klubu nadal obowiązuje nie ?- spytałem. W klubie mamy pewną zasadę, jeżeli jakikolwiek dziennikarz spyta któregoś z nas o życie prywatne drugiego piłkarza nic nie mówimy, nie wypowiadamy się na temat kogoś innego.
-Spoko, rozumiemy, że nie chcecie być tematem numer jeden w gazetach itp.- odparli chłopacy. Zauważyłem, że trener idzie w naszą stronę. Uśmiechał się, Ellie siedząca na miejscu trenera również się uśmiechała. Nie wiedziałem o co chodzi. Może któryś z chłopaków coś wiedział, dlaczego do nas zmierza gdy rozgrzewka jeszcze trwa. Zawsze czekał do końca rozgrzewki. Chciałem się spytać któregoś z nich, ale trener stał już przy naszej grupce, miałem się odezwać, lecz Angel mnie wyprzedził.
-O co chodzi, trenerze?
_________________________________
Uff, w końcu skończyłam ten rozdział. Chyba trochę długi wyszedł . Komentujcie te moje wypociny ! :) Naprawdę ważne są dla mnie komentarze ! :)