sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział szósty : Czy ja śnię na jawie?



Ellie

Siedziałam niecierpliwie i patrzyłam na jego reakcję. 
-"Wszystko zależy od decyzji Mesuta, jeśli się zgodzi to przyjmę pana ofertę." - To są słowa które wypowiedziałam do Jose kilka minut temu, a on od razu ruszył w stronę piłkarzy i wszedł na murawę. Nic nie słyszałam z ich rozmowy. 
Minęło kilka minut. Tak po prostu spojrzałam znów w ich stronę.
-Ile może trwać podjęcie takiej decyzji?- pytałam samą siebie. Nagle zauważyłam uśmiech na twarzy piłkarza. Spojrzał się w moją stronę i zaczął iść w moim kierunku razem z trenerem.- No to teraz będzie ciekawie.- dodałam w duchu. Skoro się uśmiechał, to chyba nie wróżyło to nic złego? Przeniosłam wzrok na resztę piłkarzy rozgrzewających się. Nie wiedzieli o co chodzi, trener nigdy nie daje przerwy nikomu. Niektórzy patrzyli na mnie i zmierzającego ku mnie Mesuta i trenera. 
-A więc... wystarczy tylko załatwić formalności i możesz zaczynać, prawda Mesut?- powiedział Jose, gdy stali obok mnie. Powoli wstałam z krzesła. 
-Tak.- odparł i skinął głową. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami i uśmiechał się. Od razu go mocno wyściskałam i pocałowałam, a on odwzajemnił pocałunek. Nie obchodziło mnie, że w tym momencie wszyscy piłkarze Realu patrzą się właśnie na nas. Po chwili usłyszeliśmy krzyki chłopaków. 
-Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam!- Oczywiście to śpiewali Marcelo i Gonzalo, wydzierając się na cały głos i uśmiechając, a jakże by kto inny. Piłkarze zaczęli schodzić z murawy i podążali w naszą stronę. Trzymałam za rękę Mesuta, nie wiedziałam o co chodzi chłopakom. 
-Ej, ej, ej! Chłopaki spokojnie. To jeszcze nie ślub, ani nic z tych rzeczy. - powiedział Mes i zaczął się śmiać. O kurde, oni myśleli, że on mi się oświadczył ?! Wow, nie wpadłam na to.
-Szkoda, stary.- odparł Marcelo poklepując Mesuta po ramieniu.
-A właśnie, to jest Ellie.- powiedział mój chłopak. Każdy z piłkarzy podszedł do mnie po kolei i jak przystało, wziął moją dłoń, delikatnie ucałował i się przedstawił. Mniej więcej znałam ich imiona, ale czułam się wtedy wyjątkowo, że traktowali mnie jak damę, czy coś w tym stylu.
-Ej, Marcelo!-zawołał Gonzalo dodatkowo pogwizdując.- Myślę, że jeżeli ubrałbyś sukienkę to zwróciłbyś uwagę wszystkich obecnych na ślubie!- dodał, a wszyscy wyobrazili sobie Marcelo w sukience i razem wybuchliśmy śmiechem.
-No wiesz... Na tą okazję pozbyłbym się trochę moich mięśni i dodałbym sobie coś w tym miejscu.- powiedział wskazując na piersi, których nie miał. Poprawka, jeszcze nie miał.- A no i oczywiście wyprostowałbym sobie wtedy włosy. 
-Tak, wtedy to by wszyscy szaleli na Twoim punkcie!- zawołał Cristiano.
Trener stał z boku, przypatrując się całej sytuacji. Oczywiście, pozostała część sztabu szkoleniowego również patrzyła się na nas. Zapewne mieli niezły ubaw. 

Trening się już skończył. Godzina około 13. Czekałam tylko, aż Mesut wyjdzie z szatni, żebyśmy mogli wrócić do domu. Czekałam przy samochodzie, z tyłu stadionu. Stałam tyłem do drzwi, którymi Niemiec miał wyjść.  
-Hej, już jestem. - powiedział i pocałował mnie w polik gdy się odwracałam. Byłam tak jakby "lekko" w szoku całą tą sytuacją, więc się nie odezwałam. Otworzył mi drzwi od auta, a po chwili sam wsiadł. Gdy już jechaliśmy, jego głos przerwał ciszę.
-Jesteś zła, co? - spytał, gdy staliśmy na światłach. Wzrok spuścił w dół. Nie uśmiechał się.
-Ja, zła ? Dlaczego tak myślisz?- Nie miałam być za co zła, raczej cholernie szczęśliwa, że mnie tu zabrał. Położyłam mu dłoń na kolanie, a on splótł ją ze swoją.
-Hm... Za to, że powiedziałem o nas moim kumplom. Wiem, że nie chciałaś aby ktokolwiek wiedział.- powiedział i ze smutkiem spojrzał na mnie. 
-Mes... Nie jestem zła, jestem szczęśliwa. Pewnie nie wiedziałeś, że zawsze chciałam zwiedzić ten stadion. Pierwszego dnia zapomniałam, ze ten stadion tu się znajduje. W sumie to nie wiem czemu zapomniałam, no ale mniejsza z tym. To było moje marzenie, aby ten stadion zobaczyć od środka, a co dopiero poznać piłkarzy i mieć tak wspaniałego chłopaka jak Ty. Więc, ogólnie mówiąc, spełniłeś moje marzenia.- mówiłam, a on przechylił się w moją stronę i delikatnie mnie pocałował po czym się uśmiechnął. 
Leżeliśmy w salonie, na kanapie. Właściwie to on leżał oparty o oparcie, a ja się opierałam o niego. Mesut opowiadał o swojej rodzinie i o tym, że musimy ich kiedyś odwiedzić. W pewnym momencie przypomniała mi się jedna sprawa, o której zapomniałam.
-Słuchasz mnie? - spytał, bawiąc się moimi włosami.
-Co?Ahh, tak. Przepraszam. Dzięki Tobie zapomniałam o tym całym jutrzejszym pogrzebie. Mam nadzieję, że pojedziesz ze mną.- odparłam. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy.
-A nie boisz się, że mogą mnie rozpoznać ludzie? Chociażby już w samolocie i wtedy od razu się domyślą, że jesteśmy razem.- powiedział i kciukiem przetarł łzę, która spływała mi po policzku. Nawet jej nie zauważyłam, ani nie poczułam.
-Nie, w sumie to mnie już nie obchodzi. Ważne, abyś Ty tam był i aby moja mama się dowiedziała, że jesteś moim chłopakiem bo to chyba powinna wiedzieć.
-Pewnie, że tam będę. - zapewniał. - A dziennikarze, chcesz żeby też się dowiedzieli?
Zastanawiałam się chwilę, czy to będzie dobry pomysł. Możliwe, że zaczną o nas pisać w gazetach, internecie. No, ale trudno. W końcu on jest moim chłopakiem, kiedyś i tak się o nas dowiedzą.
-Nie ukrywajmy się już i tak się dowiedzą, to jest nieuniknione.
-Spoko, ale wtedy już nie będzie odwrotu.
-Wiem...- powiedziałam spokojnie, a piłkarz nie skupiał się już na moich włosach tylko przygarnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Czułam, że mnie wspiera, że mogę na niego liczyć, a najważniejsze, że czułam, że to on jest tym jedynym.

Godziny mijały, a my oglądaliśmy jakieś filmy. Było już późno, byłam przebrana w jego koszulę w której spałam. Od czasu gdy wróciliśmy do domu z jego treningu, to nigdzie nie wyszliśmy. Dobra przyznaje, to mi się nie chciało nigdzie wyjść na spacer.
-Dobra, Mesut. Trzeba wybrać jakąś koszule dla Ciebie na jutro. - powiedziałam wstając i kierując się w stronę sypialni i szafy .
-Ehh, szczerze to mi się nie chce wstawać z kanapy.
-No chodź! - zawołałam już z innego pokoju. Przeglądałam różne koszule i starałam się wybrać taką, która najbardziej się nada na pogrzeb. Po chwili poszukiwań, znalazłam odpowiednią koszulę, a piłkarza jeszcze przy mnie nie było, żeby mógł ją przymierzyć. Trochę się wkurzyłam, więc odwróciłam się, podeszłam do łóżka, chwyciłam w dłonie poduszkę. Kilka sekund później stanęłam w progu i oczywiście cisnęłam poduszką w piłkarza, który leżał na kanapie i oglądał telewizje.
-Ej, a to za co?! - spytał, podnosząc się z miejsca w którym siedział.
-No jak to za co, nie posłuchałeś mnie.- powiedziałam z tym moim "zadziornym" uśmieszkiem.
-Ahh, tak?- szybko odpowiedział i sięgną po poduszkę, leżącą na kanapie. Tym razem to ja oberwałam.
-A więc, bitwa na poduszki? Dobra, zobaczymy kto wygra. - I w tym momencie zachowywaliśmy się jak dzieci, takie duże dzieci. Na szczęście jak się wprowadziłam do niego, to dokupiłam kilka poduszek, aby dodały uroku, więc teraz mieliśmy czym rzucać. Po kilku minutach oparłam się o ścianę w sypialni, żeby nie stać w progu i móc chwilkę odpocząć.
-To jak poddajesz się?- powiedziałam. Miałam nadzieję, że się podda bo ja już nie miałam siły, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać. Cisza, nikt nie odpowiedział.
-Cholera, gdzie on jest? Przecież się teraz nie wychylę, bo nie chcę dostać poduszką.-pomyślałam. Nagle pojawił się obok mnie. Złapał moją dłoń i splótł ze swoją, po czym uniósł nasze splecione dłonie w górę i przycisnął mnie do ściany obdarowując namiętnymi pocałunkami. Nie ukrywam, że mi się to podobało. Nasza "bitwa na poduszki" sprawiła, że po kilku minutach naszych pocałunków, leżeliśmy już na łóżku w sypialni. Niemiec wsunął rękę pod moją koszulę i delikatnie dotykał swoją dłonią moje plecy.
-Mesut...Proszę, nie. Nie mogę..- powiedziałam szeptem, gdy oderwałam się na chwilę od niego.
-Dlaczego?- spytał.
-Jutro jest pogrzeb taty, źle się będę czuła z tą myślą, gdy... no wiesz..- odpowiedziałam. Oczywiście na myśli miałam, że gdy będziemy się kochać, ale nie umiem tego tak po prostu powiedzieć, więc wolałam tego zdania nie kończyć.
-Dobrze, rozumiem.- Pocałował mnie ostatni raz w czoło, i odsunął się.

Siedzieliśmy obok siebie w samolocie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 7:46.
-Mam nadzieję, że zdążymy.- powiedziałam, zwracając się do piłkarza.
-Spokojnie, zdążymy. -odpowiedział, ściskając mocniej moją dłoń coś na znak, że będzie dobrze. Strasznie się bałam tego w jakim stanie zobaczę matkę, ale miałam szczęście, że mój chłopak jest ze mną. W końcu to on daje mi siłę.
________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę, że będzie ich jeszcze więcej! Dzięki komentarzom, wiem, że komuś to się w ogóle podoba :)

5 komentarzy:

  1. Boze, boze, boze. *.*
    Cudowny! Wczytalam sie w niego i patrze, a tu nagle koniec. Huh. Swietny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Żądam dłuższych rozdziałów! ;) Ten jest świetny ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerwali w najciekawszym momencie :P
    Tak ogólnie to bardzo mi się podoba.
    Mam nadzieję, że będziesz mi pisać o kolejnych rozdziałach @fan_polish

    OdpowiedzUsuń
  4. Fenomenalne, fantastyczne no i fajne ! Kocham too ! ;D A rozdziały to i tak juz sa długie. ; pp

    OdpowiedzUsuń
  5. trolololo, albo będziesz pisała częściej albo cię zabije xD

    OdpowiedzUsuń